Co może popchnąć matkę do zamordowania własnego dziecka? – zastanawia się psycholog i psychoterapeuta z Ośrodka Strefa Zmiany, Adriana Klos. Z morza przy sopockim molo wyłowiono ciało 3-letniej dziewczynki. Policja i prokuratura ustalają przebieg tragedii, ale zatrzymano już matkę dziewczynki, której postawiono zarzut utopienia swojej córki. Dlaczego takie straszne sytuacje się zdarzają? Badania pokazują, że wiele kobiet, które zabijają swoje dzieci, nie widzi możliwości ich wychowania, źle ocenia swoją sytuację materialną. Boją się, że sobie nie poradzą, obawiają się niezadowolenia ojca dziecka lub złej reakcji rodziny i otoczenia, w przypadku, gdy była to nieślubna ciąża. Boją się, że zostaną wyrzucone z domu, że okryją się hańbą i staną pośmiewiskiem dla otoczenia. Nie chcą skazywać swojego dziecka na życie w biedzie, w okrutnym świecie, pełnym przemocy i zła. Zdarza się, że po zamordowaniu dziecka same popełniają lub próbują popełnić samobójstwo. Przyczyną może być również brak więzi emocjonalnej matki i dziecka i niedojrzały instynkt macierzyński, zwłaszcza w przypadku, gdy matką zostaje bardzo młoda osoba. Jeśli kobieta nie chciała mieć dziecka, może nie dopuszczać do swojej świadomości faktu ciąży i perspektywy zostania mamą. Jeśli na dodatek jest sama, bez partnera, lub jeśli doświadcza przemocy z jego strony, nie czuje wsparcia a nawet obawia się ojca dziecka. Nie chce, aby pogorszył się jej los, boi się, że partner ją znienawidzi i zostawi. Czytaj całość
Komentarz Adriany Klos w Polityce – do dzieciobójstwa najczęściej pcha bezsilność
Szkodliwe przekonania – na czym polega krecia robota naszego wewnętrznego krytyka i jak sobie z nim radzić
Na twoje dobre lub złe samopoczucie mają wpływ myśli i przekonania, które krążą po twej głowie niemal cały dzień. Mogą to być zdania o tobie i innych ludziach, jakieś wyobrażenia czy fantazje, wspomnienia i obrazy. Często są automatyczne i nie zdajesz sobie z nich sprawy. Ale to one decydują, jak się czujesz i zachowujesz. Mogą to być myśli przyjemne, które dodają ci energii albo myśli dołujące, które ci szkodzą i utrudniają realizację życiowych planów.
Warunki własnej wartości
Jako małe dzieci bardzo pragniemy zadowolić naszych rodziców. Aby otrzymać ich miłość i akceptację, szybko orientujemy się, w jaki sposób możemy spełnić ich oczekiwania. Uczymy się, jakie powinnyśmy być, co musimy lubić a czego nie, bo to się podoba najważniejszym dla nas osobom. Dowiadujemy się, pod jakimi warunkami zostaniemy przyjęte i akceptowane. To jest nasza podstawowa wiedza, warunki własnej wartości od mamy i od ojca. Mogą to być takie przekonania jak na przykład: trzeba być silną i zawsze sobie radzić, nie można płakać i okazywać słabości, trzeba ciężko pracować i nie tracić czasu na przyjemności, nie należy sprawiać kłopotu czy okazywać uczuć.
Masz prawo być sobą!
Aby zabezpieczyć relacje z ważnymi osobami, czuć się kochane i doceniane, zniekształcamy rzeczywistość i fałszujemy obraz własnej osoby. Staramy się potwierdzać taki obraz siebie, jaki chcieli widzieć nasi rodzice. Zdarza się, że same nie wiemy, jakie tak naprawdę jesteśmy. Wiemy co powinnyśmy i czego nam nie wolno, ale nie wiemy czego tak naprawdę pragniemy. Nie rozumiemy samych siebie. Rzeczywistość konfrontuje nas jednak z prawdą o nas samych; czujemy czasem pewien rozdźwięk, niedosyt i smutek. Do głosu dochodzą nasze niezaspokojone potrzeby, wypierane lub zniekształcane uczucia, a zbliżanie się do tego obszaru wzbudza w nas niepokój i lęk. Obraz własnej osoby i rzeczywistości jest zniekształcony przez warunki własnej wartości. Warto zdawać sobie z tego sprawę, bo te sztywne strategie, które kiedyś pomagały nam w życiu, teraz mogą nam szkodzić. Czytaj całość
Duszenie potrzeb i emocji – o walce z nadwagą
Czy ty również, podobnie jak wiele innych kobiet, uległaś mitowi szczupłej i wysportowanej sylwetki i poddajesz swoje ciało tresurze ćwiczeń i głodówek? Czy też, jak Marta i Gosia, próbowałaś już wielu diet, po których niezmiennie następował efekt jo-jo i powrót do starej wagi? A może już czas, aby zatrzymać się na chwilę i zastanowić nad tym, dlaczego tyjesz? Czemu sięgasz po jedzenie, nawet wtedy, gdy wcale nie jesteś głodna? Czy to kwestia genów, zbyt wolnej przemiany materii, a może emocji? – zastanawia się psycholog i psychoterapeuta, Adriana Klos Marta ma dobrze płatną pracę, świetnie zarabia, ma wielu znajomych i często spędza czas w ich towarzystwie. Stać ją na sprawianie sobie różnych przyjemności, ale tak naprawdę nie czuje się spełniona i szczęśliwa. Czegoś jej brakuje, jest coraz bardziej przygnębiona i apatyczna. „Żyję w ciągłym stresie: praca, imprezy, znajomi, potem pusty dom. Nie lubię wracać do domu, nie lubię być sama, wtedy się boję tej pustki i ciszy. Czuję się samotna. Zawsze wtedy pomagają skarby z mojej lodówki, najchętniej lody czekoladowe albo słodkie batoniki. Wtedy czuję się ukojona i mogę spokojnie zasnąć. Tylko rano znów to poczucie winy i wstręt do siebie, gdy wchodzę na wagę.” Marta nie zdaje sobie sprawy, że jej problemy mają swoje źródło w głowie. Pochłania jedzenie nie zawsze tylko dlatego, że jest głodna, ale dlatego, ze nie radzi sobie z trudnymi emocjami. „Zajada” stres, poczucie samotności, nagromadzoną i niewyrażoną złość, pustkę. Myli lęk, napięcie i poczucie zagrożenia z głodem. Brakuje jej poczucia bezpieczeństwa i akceptacji siebie. Dusi w sobie smutki i niezaspokojone potrzeby. Nie rozumie samej siebie, nie słyszy własnych emocji, które są przecież sygnałem, że coś w jej życiu źle się dzieje, że warto wreszcie coś zmienić.
Poprawione emocje
Małgosia również karmi siebie, aby zaspokoić swoje emocje i poprawić sobie nastrój. W domu rodzinnym zabrakło jej stabilnego środowiska i bezpiecznej atmosfery. Rodzice nie nauczyli jej, jak rozpoznawać i wyrażać swoje emocje, nie rozmawiano w domu o uczuciach, a nawet bano się ich. Rodzice nie upewniali jej, że zawsze ją kochają, mało chwalili, nie pozwalali złościć się ani płakać. Czytaj całość
Czuję pustkę po rozwodzie
– Właśnie się rozwiodłam. Czuję się beznadziejnie, nic mi się nie chce, nic mnie nie cieszy. Nie chce mi się w ogóle wychodzić z domu i spotykać się z kimkolwiek. Nie mogę czytać, oglądać telewizji ani nawet rozmawiać z dziećmi. Wydaje mi się, że ja chyba mam depresję. Bez niego to już nic nie jest takie samo, nie daje takiej radości, jak jestem sama.
Adriana Klos: Pani jest sama? A pani córka, syn, przyjaciele?
– No tak, ale to nie to samo. Oni są oczywiście ale nie cieszą mnie. Może to straszne co mówię, ale oni mi nie wystarczają.
Adriana Klos: Pani czuje się samotna; nie chce się pani teraz spotkać z przyjaciółmi, chociaż oni pytają, zapraszają i martwią się o panią. To tak, jakby poza mężem nie widziała Pani świata, nikogo innego. Przysłonił nawet radość z macierzyństwa, z przyjaźni.
– No właśnie, nawet zapominam o nich, nie myślę i zaniedbuję ich. A oni mnie przecież kochają. Jestem im potrzebna… Teraz mi głupio, czuję się winna, myślę tylko o sobie i o swoich problemach.
Adriana Klos: pani ma poczucie winy wobec swoich bliskich, ale to zupełnie naturalny objaw, że teraz jest pani skoncentrowana na swoich uczuciach. Rozwód jest ogromnym stresem. Pani potrzebuje czasu, aby się z tym wszystkim uporać, ze swoimi uczuciami: żalem i złością do męża, poczuciem krzywdy, straty. To trochę jak z żałobą, pożegnaniem kogoś ważnego i kochanego. Kogoś kto odszedł a po nim pozostał ból. Pani potrzebuje przeżyć te utratę.
Ale warto rozmawiać z przyjaciółmi a przede wszystkim z dziećmi. Nie trzeba zostawać z tym samej. Bliscy też potrzebują wiedzieć, co się z panią dzieje, bardzo się o panią martwią. Dla nich to także cios. Chcą być przy pani w tych trudnych chwilach. Bliskość i rozmowa z nimi pomoże pani znaleźć ulgę.
Pani mówi, że czuje się sama, ale nie jest pani sama. Pani się tylko odsunęła od bliskich i przyjaciół, a to izoluje i wzmaga poczucie osamotnienia. Poczucie więzi z nimi i ich wsparcie mogą panią bardzo wzmocnić.
Sponsoring piętnuje na całe życie – Newsweek rozmawia z Adrianą Klos
Młode dziewczyny, decydując się na sponsoring, nie mają świadomości, jak strasznie obciążają swoją psychikę. Nawet, gdy uda im się z tego wyjść, poczucie winy, wstyd i poniżenie na zawsze skrzywią ich kobiecość i nie pozwolą zbudować normalnej rodziny – mówi w rozmowie z Newsweek.pl Adriana Klos psycholożka i psychoterapeutka z warszawskiego Ośrodka Rozwoju i Psychoterapii „Strefa Zmiany”
Newsweek.pl: Z nadchodzącym rokiem szkolnym i akademickim jak bumerang wraca sprawa sponsoringu. Czy młodzi ludzie mają świadomość, jakie skutki będzie on miał na ich późniejsze życie?
Adriana Klos: Niestety raczej nie. Młodzi ludzie w ogóle mało zastanawiają się nad przyszłością a jeżeli już, to nad finansową tj. nad wyborem szkoły, zawodu. Natomiast nie myślą o swoim życiu psychicznym i o życiu uczuciowym. A konsekwencje psychiczne prostytucji są bardzo dotkliwe, podobne do syndromu stresu pourazowego. Kobiety uprawiające ten zawód, często mają do czynienia z przemocą i brutalnością. Są upokarzane, wyszydzane przez klientów, którzy myślą, że jak płacą, to mają prawo do wszelkich perwersyjnych zachowań.
Newsweek.pl: Według statystyk prostytutka jest co najmniej raz w tygodniu gwałcona.
Adriana Klos: Spotkałam się ze statystykami, z których wynika, że co trzeci klient prostytutek jest zaburzony. Czerpie przyjemność nie tylko z aktu seksualnego ale wręcz z gwałtu, upokarzania, i przemocy. Chce dominować i mieć poczucie władzy. Większość tych dziewczyn co najmniej raz w życiu zetknęła się z brutalną przemocą, czy to przez sutenerów, czy przez klientów. To stałe ryzyko związane z przemocą i poniżaniem godności. Te kobiety żyją w ciągłym strachu.
Newsweek.pl: Czy to prawda, że prostytucja uzależnia w takim samym stopniu jak np. alkoholizm?
Adriana Klos: Często tak jest. Prostytucja bardzo silnie wiąże psychikę. Łatwo się w to wchodzi a potem już trudno się wycofać. Często klient wzbudza obrzydzenie, jest brutalny, nieładnie pachnie, wtedy pojawia się poczucie odrazy do siebie. Aby poradzić sobie z sytuacją upokorzenia i gwałtu, kobieta próbuje odciąć się od własnych emocji. Zaczyna traktować seks tylko jako akt fizjologiczny, musi przestać czuć, aby nie czuć bólu, obrzydzenia, wstydu. Poza tym, by to znieść sięga często po „znieczulacze” tzn. alkohol lub narkotyki.
Nie daj się nabrać na promocje
Wszelkie promocje i wyprzedaże, na które tak łatwo dajemy się nabrać, są dobrze przemyślanym chwytem marketingowym i najczęściej jest to zwyczajne oszukaństwo. Psycholog przypomina: Nie podejmuj decyzji zbyt pochopnie i kupuj tylko to i w takiej ilości, ile naprawdę potrzebujesz. Pamiętaj też o zasadach asertywności i chroń siebie, nawet podczas zakupów.
Trzeci top… gratis?
Marketingowcy już dawno zauważyli, że bardzo nam trudno oprzeć się pokusie kupienia czegoś, co kosztowało dużo więcej a teraz zostało przecenione. Torba, która zamiast 290 zł kosztuje j e d y n e 90 zł wydaje nam się bardzo korzystną inwestycją. Ale prawda niestety często jest taka, że nieuczciwi sprzedawcy zawyżają pierwotną cenę towaru tylko po to, aby sprzedać coś, na co wcześniej nie było chętnych i co teraz zalega w magazynach. Zawyżanie cen czy oferowanie towarów w cenach takich samych jak w przypadku regularnej sprzedaży, i nazywanie tego promocją to nieuczciwe praktyki rynkowe, które są karalne według przepisów prawa.
Pamiętaj o tym, zanim ulegniesz pokusie gigantycznej zniżki i kupisz sobie trzecią koszulkę gratis czy szampon w zestawie z odżywką, który okazuje się droższy, niż gdybyś kupiła go oddzielnie. Najczęściej przepłacisz, bo wcale nie potrzebujesz kolejnej podobnej bluzeczki ani odżywki. Cenę zaś sprzedawca wyśrubował tak, żeby to jemu się opłacało, a nie tobie.
Wady i uszkodzenia
Lepiej dokładnie przeczytaj zasady danej promocji i dobrze obejrzyj towar, który zamierzasz kupić. Zdarza się bowiem, że prawdziwym celem wyprzedaży są uszkodzenia i ukryte wady produktów. Nie daj sobie wcisnąć wybrakowanego towaru, pod wpływem marketingowych tricków a w razie czego pamiętaj, że taki przeceniony bubel zawsze możesz reklamować. Oczywiście pod warunkiem, że wada została ukryta podczas zakupu i nie była związana z promocją.
Dla mamy nie taka – Adriana Klos odpowiada na list czytelniczki miesięcznika „Charaktery”
Jestem jak chorągiewka na wietrze, a tym wiatrem jest przeważnie moja mama…
W liceum marzyłam, że pójdę na medycynę. Dążyłam do celu, niestety, wyniki mojej matury były niewystarczająco dobre, by dostać się na medycynę, zaczęłam więc studiować alternatywny kierunek, ale po pierwszym semestrze zrezygnowałam. Zmieniłam studia wbrew opinii mamy i całej rodziny. Od nowego roku podjęłam nowy kierunek w innym mieście. Minął rok i ja znów chcę zmienić studia i spróbować dostać się na upragnioną medycynę. Przez cały ten czas mam aprobatę mamy, choć czasem czuję jej presję i panikę. Boi się, że nie skończę żadnych studiów. Mój problem z medycyną to raz, a mama to dwa. Dołuje mnie, że porównuje mnie z córkami swoich koleżanek. Uświadamiam sobie wtedy, że chyba jestem guzik warta, rodzice nie mogą się mną pochwalić. Mama, opowiadając o moich pasjach i zainteresowaniach, robi ze mnie fanatyczkę. Gdy w rozmowie użyję jakichś filozoficznych według mamy słów, ona wyśmiewa mnie i drwi ze mnie. Ja przy niej udaję twardą, ale w głębi duszy bardzo mnie to porusza i rani. Mama od dziecka uczyła nas samodzielności, wiem, że bardzo mnie kocha, choć nigdy jakoś wylewnie mnie nie tuliła ani nie chwaliła. Nie mam jej tego za złe, ale boję się, że moje nadmierne ambicje i nieśmiałość to właśnie ona nieświadomie ugruntowała.Od dziecka mam problem z poczuciem własnej wartości. Gdy jako pierwsza w grupie przedszkolnej przyszłam w okularach korekcyjnych, inni zaczęli mnie wyśmiewać. Niska samoocena towarzyszy mi do dziś. Mam 20 lat i myślę, że na swój sposób poradziłam sobie z tym kłopotem, ale to co jakiś czas wraca. Czy ze mną jest źle? Czy powinnam iść na jakąś terapię? Monika
ADRIANA KLOS jest psychologiem i psychoterapeutą. Pracuje w warszawskim Ośrodku Rozwoju i Psychoterapii „Strefa Zmiany”. Prowadzi treningi i warsztaty rozwojowe, grupy wsparcia, terapię par oraz DDA.
Pani Moniko, Pisze Pani o problemie z niską samooceną, do której przyczyniły się przykre doświadczenia z dzieciństwa. To na pewno było bolesne i traumatyczne. Przypuszcza Pani, że także postawa mamy nie pomaga Pani uwierzyć w siebie. Zamiast wsparcia i zapewnienia, że na pewno uda się Pani osiągnąć sukces, mama daje przykład córek koleżanek, które osiągnęły więcej. Zdarza się jej także śmiać się z Pani i drwić. Jest Pani wtedy przykro, czuje się Pani zraniona i odrzucona. Mama nie miała w zwyczaju mówić Pani, że Ją kocha i jest z Pani dumna. Prawdopodobnie nie potrafiła okazać tych uczuć i choć pewnie nieświadomie, to jednak wyrządziła Pani krzywdę. Nie wierzy Pani w siebie i swoją wartość. Ten strach, niepewność i bezsilność są w Pani głęboko zakorzenione, rosły wraz z Panią od dzieciństwa.W przyszłości może Pani doświadczać trudności w relacjach z ludźmi i we wchodzeniu w związki. Nieśmiałość może utrudniać Pani podejmowanie ważnych decyzji i hamować Pani karierę zawodową. Pani również, podobnie jak mama, ma kłopot z otwartym ujawnianiem potrzeb i uczuć. Nie mówi Pani mamie o tym, co Pani przeżywa, kiedy drwi z Pani. Udaje Pani dzielną i twardą. Co stoi na przeszkodzie, aby powiedzieć mamie o swoich uczuciach? Warto postawić granicę i jasno określić sposób, w jaki chciałaby Pani być przez nią traktowana. Być może psychoterapia, o którą Pani pyta, pomogłaby Pani lepiej zrozumieć siebie, a także mamę. Może nauczyłaby się Pani lepiej radzić sobie w kontakcie z ludźmi, w otwartej komunikacji oraz w stawianiu granic.
Nerwice – jak sobie z nimi radzić. „Rzeczpospolita” rozmawia z Adrianą Klos
Choroby emocji – jak sobie z nimi radzić?
Ludzie nie potrafią ze sobą rozmawiać, zwłaszcza komunikować swoich uczuć i potrzeb – mówi Adriana Klos, psycholog i psychoterapeuta
Rz: Nerwice występują u coraz większej liczby osób. Podobno zaburzenia nerwicowe występują u co piątego Polaka. Czym może to być spowodowane?
O nerwicach współcześnie mówi się jako o zaburzeniach lękowych. Ich podłożem zawsze jest lęk, czy to wobec określonych osób, obiektów, sytuacji społecznych czy też lęk bliżej nieokreślony, kiedy ktoś odczuwa niepokój i ma wrażenie, że zaraz wydarzy się coś złego, choć nie jest pewien co i kiedy.
Ten lęk jest nieproporcjonalny do realnego niebezpieczeństwa i ogranicza życie człowieka. Nie pozwala mu realizować celów życiowych, czuć się szczęśliwym i spełnionym.
Występuje z powodu często nieuświadamianych konfliktów wewnętrznych, czy wrodzonych cech osobowości. Może być też reakcją na długotrwały stres.
Coraz więcej ludzi nie radzi sobie z tempem życia, obowiązkami, z oczekiwaniami społecznymi, z wysoko ustawioną poprzeczką. Często zajmują się na co dzień czynnościami, których nie lubią i wcale nie chcą robić, ale sądzą, że powinny je wykonywać.
Ludzie nie potrafią ze sobą rozmawiać, zwłaszcza komunikować swych uczuć i potrzeb. Nie rozumieją siebie i nie wiedzą, czego pragną, co by nadało sens ich życiu. Nie potrafią wyrażać uczuć, nie potrafią rozładowywać napięcia i nie radzą sobie ze stresem. Można powiedzieć, że nie rozumieją często samych siebie.
W jakim przedziale wiekowym występują nerwice?
Ja najczęściej pracuję z osobami w wieku około 25-35 lat.
Z czego może to wynikać?
Są to osoby, które dopiero zaczynają swoje dorosłe życie, wchodzą w związki, doświadczają już pierwszych poważnych rozczarowań w życiu osobistym, szukają własnej drogi zawodowej, pragną stworzyć dobry związek i założyć rodzinę. Chcą coś osiągnąć, bezpiecznie i stabilne osadzić się w życiu i jest im bardzo trudno godzić się z przeciwnościami losu, porażkami, codziennym stresem.
Doświadczają wielu wewnętrznych konfliktów: np. odejść od męża, którego nie kocham czy zostać z nim ze względu na dzieci; potrzebą innego zajęcia, innej pracy i równoczesny strach przed niemożnością znalezienia jej.
Co powinniśmy zrobić, jeśli podejrzewamy nerwicę u kogoś z naszych bliskich?
Na pewno nie można wyśmiewać, deprecjonować problemu, kpić: „weź się w garść, trzeba być twardym”. Takie zachowanie na pewno nie pomaga, jest wręcz szkodliwe.
Warto rozmawiać, pytać co się dzieje, dać swój czas i uwagę, wykazać troskę i zainteresowanie, wsparcie, chęć pomocy. Dzięki temu ktoś może poczuć się lepiej. Ważne jest, że chora osoba poczuje się przez to zrozumiana, mniej samotna, bardziej akceptowana. Niestety, nie zawsze to wystarczy, dlatego w cięższych przypadkach należy zasugerować wizytę u specjalisty i rozważenie psychoterapii.
Jak zachować spokój i równowagę, kiedy źle się dzieje
W twoim życiu, jak w życiu każdego człowieka, zdarzają się lepsze i gorsze momenty, dobre i złe chwile. Czasem cieszysz się z najdrobniejszych rzeczy, a następnego dnia z trudem wstajesz z łóżka i masz wszystkiego dość. Uskrzydlają cię sukcesy, ale gdy ci się coś nie udaje, wściekasz się i świat znów staje się wrogi i szaro-bury. Wszyscy jesteśmy narażeni na porażki, rozczarowania i ból z nimi związany. To jest wpisane w kondycję ludzkiego losu i nic tego nie zmieni. Jedno, co możesz i na co masz wpływ, to nauczyć się z tym żyć i jak najlepiej sobie radzić w sytuacjach stresujących i kryzysowych. Możesz się dobrze przygotować na gorsze momenty, które są nieuchronne.
Świadomość i akceptacja
Świadome zaakceptowanie tej prawdy może ci pomóc kierować swoim życiem. Trudne sytuacje mogą być dla ciebie wyzwaniem, bo domagają się przyjrzenia się sobie i twojemu życiu, apelują o zaspokojenie potrzeb, o twój rozwój. Wszystkie trudności życiowe pomagają ci, bo czynią cię mądrzejszą i bardziej świadomą. Zmuszają do tego, abyś odkryła w sobie moc i siłę sprawczą, abyś przejęła kontrolę nad własnym życiem i odważnie stawiła czoła problemom, bez okłamywania siebie i bez uników. Taka postawa kształtuje charakter i rozwija samoświadomość, pomaga lepiej zrozumieć siebie i realizować śmiało swoje życiowe plany. Już mówił Marek Aureliusz, że rzeczy są takie, jakimi je widzimy, a zmieniając opinie o nich i własną ocenę sytuacji, możemy stać się spokojniejsi i mniej zestresowani. Warto o tym pamiętać, aby zachować uśmiech, pogodę ducha i wiarę, że złe dni wkrótce przeminą.
Wewnętrzne zintegrowanie
Lepiej zniesiesz niepowodzenia i trudne sytuacje życiowe, jeśli zadbasz o każdą sferę swojego życia, od ciała, przez umysł i sferę duchową. Każdy element twojego organizmu powinien być zdrowy i silny, abyś mogła przeciwstawić się niepowodzeniom i przeciwnościom losu, poczuła w sobie moc i umiejętność radzenia sobie ze stresem.
Dorosłe Dzieci Alkoholików – Lux Med rozmawia z Adrianą Klos o syndromie DDA
Osoby z syndromem DDA straciły część dzieciństwa, tej beztroskiej niefrasobliwości, jaka charakteryzuje dzieci z niedysfunkcyjnych rodzin. Za to w życiu dorosłym te zachowania, które pomagały im przetrwać w dzieciństwie, zupełnie się nie sprawdzają. Lux Med rozmawia z Adrianą Klos, psychologiem i psychoterapeutką.
Czy w definicji DDA – Dorosłe Dzieci Alkoholików – rysuje nam się jednocześnie diagnoza? Czy osoby z syndromem DDA nie są w dzieciństwie zbyt dorosłe, a w życiu dorosłym zachowują się niekiedy jak dzieci?
Rzeczywiście, dzieci dorastające w rodzinie z problemem alkoholowym, szybko uczą się i przystosowują do sytuacji. Zwykle czują się odpowiedzialne i za rodziców, i za rodzeństwo. Przejmują od dorosłych zasady, które obowiązują w rodzinie alkoholowej, np. tabu, czyli milczenie na temat sytuacji w domu: „nie mówimy o naszym problemie, udajemy, że nie istnieje”. Osoby z syndromem DDA straciły część dzieciństwa, tej beztroskiej niefrasobliwości, jaka charakteryzuje dzieci z niedysfunkcyjnych rodzin. Za to w życiu dorosłym te zachowania, które pomagały im przetrwać w dzieciństwie, zupełnie się nie sprawdzają. Przeciwnie, bardzo ograniczają i nie pozwalają im być w pełni szczęśliwymi ludźmi.
Te mechanizmy obronne mają dać im poczucie bezpieczeństwa, choć zagrożenie często nie jest wcale realne?
Tak. Przyzwyczajeni do niebezpiecznych i nieprzewidywalnych sytuacji w dzieciństwie, jako dorośli też są nadmiernie czujni, jakby spodziewali się najgorszego.
Jakie to mechanizmy?
Trudno im zachowywać się spontanicznie, mają skłonności do kontrolowania sytuacji i innych ludzi, nie ufają otoczeniu. Są bardzo wrażliwi, a swoje funkcjonowanie i dobre samopoczucie uzależniają od oceny i zachowania innych. Lata przebywania w rodzinie, w której alkohol był najważniejszy, spowodowały u DDA zaniżone poczucie wartości. Nie potrafią realnie spojrzeć na rzeczywistość i w trudniejszych sytuacjach interpretują wszystko przeciwko sobie. Kontrolując innych, sądzą, że tylko w ten sposób mogą mieć wpływ na rzeczywistość.
O DDA często mówi się, że to ludzie, którym ukradziono dzieciństwo…
W dzieciństwie rzeczywistość wymusiła na nich przejęcie cech dorosłych. Trudno o spontaniczność, kiedy żyje się w wiecznym strachu, że tata wróci pijany, że może trzeba będzie uciekać, może znów będzie bił mamę. W każdym razie trzeba być czujnym i przygotowanym na najgorsze. Myślą sobie: „Może jak się postaram, to tata nie upije się i zabierze mnie w końcu do kina, jak obiecał. Może mama zwróci wreszcie na mnie uwagę?”. Dlatego te osoby, także w życiu dorosłym, stale się starają, pomagają, chcą być przydatne. Tego od nich oczekiwano w domu. Poza tym chcą być kochane, doceniane.