O rodzinie, korzeniach, codzienności, zwykłym życiu…
ALBUM
Nikt w rodzinie nie umarł z miłości.
Co tam było to było, ale nic dla mitu.
Romeowie gruźlicy? Julie dyfterytu?
Niektórzy wręcz dożyli zgrzybiałej starości.
Żadnej ofiary braku odpowiedzi na list pokropiony łzami!
Zawsze w końcu zjawiali się sąsiedzi z różami i binokularami.
Żadnego zaduszenia w stylowej szafie, kiedy to raptem wraca mąż kochanki!
Nikomu te sznurówki, mantylki firanki, falbanki nie przeszkodziły wejść na fotografię.
I nigdy w duszy piekielnego Boscha!
I nigdy z pistoletem do ogrodu!
(Konali z kulą w czaszce, ale z innego powodu i na polowych noszach)
Nawet ta, z ekstatycznym kokiem
i oczami podkutymi jak po balu,
odpłynęła wielkim krwotokiem
nie do ciebie, danserze, i nie z żalu.
Może ktoś, dawniej, przed dagerotypem – ale z tych, co w albumie, nikt, o ile wiem.
Rozśmieszały się smutki, leciał dzień za dniem,
a oni, pocieszeni, znikali na grypę.
Wisława Szymborska